Od Pudelka, przez Wysokie Obcasy, po występy pokazujące jego wszystkie twarze.
Wiosną 2004 r. tylko najbardziej kumaci znali nazwisko Devendry Banharta. Gdy pojawił się w programie Later… with Jools Holland był tylko post-scriptum dla głównych gwiazd odcinka: Alicii Keys, Alanis Morissette i, o zgrozo, Snow Patrol. To jednak on zapisał się swoim występem na kartach historii: Post-hipis o wyglądzie tysiącletniego, zaginionego w Himalajach guru zasiadł na środku studia na dywanie. Otoczony świeczkami, okutany w ponczo i zaopatrzony jedynie w gitarę i mikrofon, Devendra wykonał być może najmocniejszą kompozycję ze swojej przełomowej płyty Rejoicing in the Hands – „A Sight to Behold”. Głosem przywołującym dziesiątki swoich poprzednich wcieleń ukuł, rosnącą wtedy z tygodnia na tydzień, reputację freak-folku jako gatunku, którego trzeba słuchać i którego rozwój należy baczniej obserwować.
Półtorej dekady później wenezuelsko-amerykański bard to postać przeobrażona: Igrający z różnymi odcieniami seksualności amant, który z ogromną gracją porusza się głównie po pastelowych odcieniach rzeczywistości. Devendra Banhart wpadnie do Polski już w tym tygodniu na dwa koncerty. Postanowiliśmy mu się przyjrzeć z trochę innej perspektywy – podsumowując ewolucję jego percepcji w naszym kraju.
Ludzie mówią
Mimo wszystko, najlepszym punktem startu będzie najmniej muzyczna część życiorysu, która wysławiła songwritera. Banhart w zenicie undergroundowej części swojej kariery spotykał się bowiem z Natalie Portman. Aktorka wystąpiła nawet w, inspirowanym w każdym calu bollywoodzkimi produkcjami i ikonografią Hinduizmu, teledysku do „Carmensita”. Burzliwym związkiem zainteresował się także, raczkujący w okolicach 2008 roku, portal pudelek.pl. Liczący zaledwie 335 znaków (ze spacjami) artykuł Chłopak Natalie Portman z penisem na twarzy! głosi:
Devendra Banhart, ekscentryczny muzyk folkowy i chłopach ślicznej Natalie Portman, słynie z kontrowersyjnych zachowań i nietypowego stylu. Wczoraj dziennikarze sfotografowali go na spacerze ze znajomymi z zespołu. Grupa weszła do sex shopu, gdzie wszyscy kupili plastikowe okulary z dyndającymi penisami.
I jak się w takim nie zakochać? [pisownia oryginalna – red.]
Drugi i ostatni wpis o Banharcie w archiwum Pudelka dotyczył rozstania pary i zakończony był kolejnym retorycznym pytaniem: Wyobrażacie sobie, aby być erotycznie zafascynowanym kimś, kto tak wygląda? (retorycznym, bo odpowiedź brzmi oczywiście: jasne). I odsuwając na bok komizm sytuacyjny wylewający się z tej kapsuły czasu, w której zamknięto przedpotowy polski internet, był to także moment, w którym Devendra stał się muzykiem mega rozpoznawalnym, mogącym podpisywać kontrakty z majorsami i wydającym wielkie przeboje.


Devendra mówi
By lepiej zrozumieć unikalną osobowość artysty oraz drogę, którą przeszedł by znajdować się we właśnie tym punkcie, pomocna będzie lektura wywiadu, który dla Wysokich Obcasów w 2016 r. przeprowadziła z nim Ola Wiechnik (przy okazji wspominając, że jest to wzorcowe dziennikarstwo i, w mojej ocenie, jeden z lepszych polskojęzycznych wywiadów muzycznych ostatnich lat). W tej rozmowie Wiechnik wyciąga z Devendry sto procent Devendry – sięgając do jego fascynacji św. Hildegardą z Bingen oraz dorastania w domu pełnym kobiet i odnajdywania swojego głosu. To właśnie tu Banhart mówi: „Zacząłem śpiewać jako dzieciak, ale byłem strasznie sfrustrowany tym, że mój głos nie przypomina głosu mężczyzny. Miałem jakieś dziewięć lat i czułem się źle, bo ani trochę nie brzmiałem jak Mick Jagger. Któregoś dnia, gdy nikogo nie było w domu, włożyłem sukienkę mamy, uczesałem się jak ona i zacząłem śpiewać jako kobieta. I wtedy poczułem się ze swoim wówczas wysokim głosem dobrze, bardzo swobodnie. Uświadomiłem sobie, że nie muszę z tym walczyć, nie muszę na siłę próbować stać się kimś, kim jeszcze nie jestem. Poczułem się naturalnie. I nie miało to nic wspólnego z seksualnością. Odkrycie w sobie kobiecej strony uwolniło mnie od złości, frustracji i złej samooceny, było bardzo głębokim doświadczeniem”.
Chwali
Dla wielu polskich słuchaczy arcyważnym wątkiem są też powiązania Banharta z Moniką Brodką. Artystka w czasie promocji płyty Clashes wielokrotnie podkreślała, że uznaje, poznanego w czasie nagrywania albumu w Stanach, freak-folkowca za ojca chrzestnego tego materiału. – To jest dla mnie bardzo ważna relacja, którą pielęgnuję. Chyba nigdy nie spotkałem kogoś takiego jak ona. Jest najprawdziwszą artystką. Dla niej liczy się jej twórczość i wizja. Już nie musi poddawać się komercyjnej czy wizerunkowej presji. Wydaje mi się, że kiedy była młodsza, musiała funkcjonować w tym świecie. Jednak wszystko to i tak było podporządkowane jej pasji i zamiłowaniu do sztuki, a nie pociągowi do sławy czy pieniędzy. Teraz wreszcie ma swoją własną komfortową przestrzeń i może oddawać się tworzeniu sztuki zgodnej ze swoją wizją. To jest piękne i odważę się powiedzieć, bardzo polskie podejście – mówił o wokalistce Devendra w wywiadzie dla serwisu Muzyka Onet. Twierdził też, że był zły na swój management, że w czasie OFF Festivalu w 2016 roku musiał wyjść na scenę główną właśnie po Brodce. Gdy już to zrobił powiedział do mikrofonu: „Zanim wrócimy do muzyki muszę wam powiedzieć, że choć nie jestem osobą religijną, to po koncercie Brodki chyba zostanę”.


I gra
W Polsce Devendra pojawiał się w kluczowych momentach swojej kariery – zawsze pokazując nieco inne wcielenie. Na poznańskim festiwalu Malta zagrał w 2006 roku (jako część niesamowitego jak na owe czasy line-upu, razem z Antony & the Johnson, Animal Collective i CocoRosie). Wtedy jeszcze w najskromniejszym możliwym instrumentarium dał występ podobny do tego opisywanego na wstępie. Na jego powrót trzeba było czekać 7 lat – do Open’era w 2013 roku. Wtedy (też zresztą występując na tej samej scenie przed Animal Collective) zaprezentował swoje najbardziej infantylne i najweselsze wcielenie. Pomiędzy wydaniem, dojrzałych i kojących albumów – Mala i Ape in Pink Marbles, pojawił się na wspomnianym OFF Festivalu jako muzyk w pełni uformowany. Sprawnie operujący humorem i pokazujący, że radość może być wielowymiarowym uczuciem.
Na tym etapie jest właśnie teraz. A za sprawą albumu Ma, ma jednak zestaw nowych świetnych utworów, którego pomogą mu to udowodnić. Devandra Banhart wystąpi 21 i 22 stycznia w warszawskim Palladium. Więcej informacji na temat tych występów znajdziecie tutaj.